Wspomnienia Leslie Sherera

  Ci z was, którzy czytali żydowskie i hebrajsko-angielskie książki o Suwałkach zapewne już mają obraz żydowskich ludzi w tym mieście w XIX i XX wieku. Spróbuję wyjaśnić wam, jak wyglądało to miasto na przełomie lat 20 i 30 – tych XX wieku. Powiem to, co pamiętam, czyli do roku 1937, zanim stamtąd wyjechałem. Niektórzy twierdzą, że ich prababki nazywały Suwałki „jedną wielką ulicą”. Jak widzicie na mapie, Suwałki były miastem wielu ulic zamieszkanych przez Żydów: podejrzewam, że było ich około 10 tys. . Suwałki ulokowane były w północno-wschodniej Polsce, otoczone lasami i jeziorami. W czasie wakacji było to miejsce odpoczynku wielu ważnych osobistości, wliczając samego prezydenta, który posiadał kilka willi nad jeziorem Wigry. Jezioro Wigry było ulokowane w trójkącie, 10 mil od Zachodniej Rosji i 15 od Litwy. W pobliżu było kilkanaście małych miasteczek przepełnionych Żydami, jak możecie zauważyć na końcowej mapie. Populacja Żydów była znana jako „Litwacy”, nawiązując do Litwy i języka, w którym mówili. Miasto znajdowało się w dolinie pomiędzy dwoma wzgórzami. Przez wschodnią i południową część miasta przepływała płytka, wolna i niewielka rzeka – Czarna Hańcza. Był tam dookoła miasta również łańcuch jezior połączonych z Kanałem Augustowskim. Piękne pojezierze, otoczone lasami, które znane było z ciepłego lata i mroźnej zimy. Właściwie było znane jako „polska Syberia”. Główną ulicą Suwałk była ulica Kościuszki. Szeroka, prosta ulica wykładana kostką brukową z kasztanami rosnącymi po obu jej stronach. Był tam również piękny park, dokładnie kilometr od granicy miasta. Zimą miały tam miejsce ogólnopolskie zawody łyżwiarskie, a latem najspokojniej było usiąść na ławeczce i pooddychać świeżym powietrzem. Zimy były tutaj bardzo okrutne. Śnieg zaczynał padać w połowie października, a topniał czasami dopiero aż po czasie święta Purim ( marzec – kwiecień ), co znaczy, że jedynymi środkami transportu wtedy były sanki. Wszyscy na nich jeździli.

Ulica Kościuszki zaczynała się przy rzece. Od zachodniej strony był tam park zwany Arkadią ze stawem o tej samej nazwie, poczta, dom, w którym urodziła się polska pisarka i poetka Maria Konopnicka, dwa prywatne kąpieliska ( łaźnie ) (inżyniera Kaplana), Żydowskie Gimnazjum, Żydowski Bank Ludowy i sto stóp dalej, na rogu magistrat i na końcu ulica Mickiewicza. Potem ujawniał się park miejski, świetny skwer z największym kościołem za nim, trzypoziomowy budynek i mniejsze sądy, dom z tajną policją, najpiękniejszy budynek w Suwałkach – Resursa, Polski Bank i nareszcie, szpital: wielki polski szpital a obok mniejszy żydowski szpital.

Na wschodniej części ulicy znajdował się młyn wodny, niemiecki kościół, kino „Momus” , prywatny bank pana Sołomiańskiego, instytucje Linas Hacedek ((hebr. Uczciwy Nocleg) – żydowska organizacja dobroczynna zapewniająca pomoc chorym, słabym i starym, a także nocleg, którzy go potrzebowali. Przed II wojną światową działała w większości miast, gdzie mieszkała społeczność żydowska) i Bikur Cholim (Towarzystwa Pielęgnowania Chorych „Bikur Cholim” (hebr. odwiedzanie chorych) – filantropijna charytatywna żydowska organizacja społeczna, której celem było odwiedzanie oraz fizyczna i psychiczna pomoc osobom chorym i biednym, w tym prowadzenie stołówek.) , posterunek policji, urząd podatkowy, kino” Filmia”, Hotel Europejski z niesamowitą kawiarenką, ( na podobieństwo słynnych Cafe Rumpelmayer (w stylu art deco ) – nawet ładniejsza ),

Bank Kupiecki i izba chorych dla ludzi pracujących ( prawdopodobnie przychodnia zdrowia ) i wreszcie ogromna szkoła publiczna i wiatrak Smolińskiego.

Muszę zauważyć, że większość budynków na tamtej ulicy była jednopiętrowa, z cegły i ze sztukaterią , z bramą główną po środku, ( szeroką na ) jeden lub więcej jard (0,9144m), (ze ) sklepami z każdej strony i balkonem nad bramą.

 Nie mam zamiaru mówić nic więcej na temat innych ulic. Możesz je znaleźć na mapie wiedząc, że były węższe od głównej ulicy i pozbawione były drzew. Wskażę tylko szkółki religijne na ulicy Synagogi ( to była wówczas ulica Jerozolimska, przed II wojną światową ul. Berka Joselewicza od ul. Waryńskiego po ul. Wigierską a dzisiaj to ulica Noniewicza ) przy której były Talmud Tora ( żydowska szkoła religijna ) , Bet Midrash (Bejt (ha-)midrasz (hebr. בית (ה)מדרש – „dom nauki”, „dom poszukiwania”, „dom studiów”) – typ synagogi ze specjalnym pomieszczeniem przeznaczonym do studiów talmudycznych dla chłopców i dorosłych mężczyzn. Przez chasydów popularnie nazywane szul lub szil.) i dwa małe domy modlitwy ( Krawców i Szewców). Po drugiej stronie ulicy była Wielka Synagoga z ogromnym dziedzińcem z Publiczną Mykwą ( łaźnia do rytualnych kąpieli ), Jesziwą (rodzaj wyższej szkoły talmudycznej dla nieżonatych studentów. Dawniej pobierali w niej nauki chłopcy w wieku od 13-14 do dwudziestu kilku lat, absolwenci chederu lub szkoły zwanej Talmud-Tora ) i Rybackim Domem Modlitwy na tym dziedzińcu. Tam było 27 małych domów modlitwy, niektóre założone i prowadzone przez różne branże i kilka przez właścicieli prywatnych kamienic. Obok Wielkiej Synagogi był Achnosas Orchim Moti Majera (rodzaj gospody i hotelu używany głównie przez wędrowców, sprzedawców itp .) Moti Majer miał również Dom Modlitwy, który służył potrzebom duchowym jego gości. Wspomnę, że na ulicy doktora Noniewicza był Dom Starców Żydowskich.

 

Wspomnienia Leslie Sherera

Fot. Suwalska synagoga.

Rezydencja Rabina, dom dziecka i klub sportowy Maccabi były bardzo blisko siebie. Jak widać różni rzemieślnicy byli piśmienni i kilku z nich było uczonymi, i tam zawsze był Minyan (w judaizmie kworum modlitewne wynoszące dziesięciu dorosłych mężczyzn (tj. powyżej 13 lat), wymagane m.in. przy odmawianiu Kadiszu oraz przy czytaniu Tory ) w ich domach modlitwy.

Rynek był otoczony przez jedno- oraz dwupiętrowe domy. Wśród nich największym była „Reduta” ( dzisiejszy „ROKiS” ) . Ogromna hala na drugim piętrze używana była do koncertów, pokazów i sporadycznych oper, przemówień, spotkań i tańców. Po północnej stronie rynku, były też dwa budynki z małymi sklepikami, znane jako „Dreitzen Kremlach” – trzynaście sklepów ( m.in. dzisiejsza „jedynka” albo „tramwaj” ).

Na ulicy Wigierskiej było nasze ulubione miejsce, był tam klub sportowy „Maccabi”. To było miejsce ,gdzie wielu z nas się gromadziło, gdzie braliśmy udział w różnych dyscyplinach sportowych, gdzie odbywały sie nasze sobotnie, nocne tańce i gdzie my zazwyczaj spędzaliśmy dobrze czas. Maccabi miało dobrą drużynę piłkarską, drużynę siatkarską i drużynę tenisa stołowego . Niektórzy członkowie reprezentowali kraj i robili to bardzo dobrze. W rzeczywistości dwóch naszych członków grało w Makkabiadzie w Izraelu (żydowska olimpiada ) i reprezentowało nasz klub bardzo ładnie.

Na tej samej ulicy był ogromny browar nazwany Browar Pana Kunca zarządzany przez grupę Żydów. Dalej w dół na tej samej ulicy był młyn Adelsona.

Możesz zobaczyć na mapie dwa rynki. Jeden na wschodzie był znany jako „koński rynek” gdzie chłopi handlowali końmi, bydłem i innym wiejskimi zwierzętami. W Suwałkach były dwa dni handlowe: jeden we wtorek i drugi w piątek. Kobiety robiły tutaj większość swoich zakupów. Moja matka wykorzystywała mnie do pomocy w noszeniu jej koszy i kiedy ona wysyłała mnie do domu z trzema kilogramami pomidorów; to po jej powrocie do domu, ona widziała tylko dwa kilogramy i mnie z bolącym brzuchem. Ja zawsze uwielbiałem pomidory i nadal lubię. Raz w miesiącu był uroczysty dzień handlowy nazywany „Jarid” ( jarmark ? ) . Wielu chłopów po sprzedaniu swoich wyrobów i zrealizowaniu swoich potrzeb, wykorzystywało przybycie tam ( na jarmark ), idąc następnie do barów (będących własnością Żydów) i tam upijali się. Młodsi z nich przechadzali się po ulicy Kościuszki rozglądając się za chłopskimi dziewczynami ( dziewczynami ze wsi ), spacerując chodnikiem, zaczepiali te dziewczyny. Kiedy dziewczynie spodobał się jakiś sympatyczny chłopak, rzucała białą chusteczkę i schadzka rozgrywała się natychmiast a seks był konsumowany w podwórkach lub na tyłach domów.

Kupcy z miasta ( Suwałki ) korzystali ( z tych jarmarków ) i oczekiwali tych jarmarków dla swojej egzystencji. ( były one – jarmarki – niezbędne dla egzystencji kupców z Suwałk )

Inna część dochodów pochodziła od ogromnego garnizonu umieszczonego wokół miasta. Ze względu na bliskość obu krajów, Polska musiała zachować duży stały garnizon wokół Suwałk. Na południe, od końca lasu do miasta, był 41 Pułk Piechoty i szpital wojskowy, oddział artylerii polowej, 29 Pułk Straży Granicznej i eskadry samolotów. Na północy stacjonował 2 Pułk „Kalwaryjski” (ułani ) Na północnym-wchodzie 3 Pułk „Szwoleżerów” (kawaleria) i oddział żandarmerii wojskowej. W sumie około 20 tysięcy wojskowych. Pomiędzy koszarami 41 pułku i 4 dywizjonu było boisko do piłki nożnej. Jałowe pole z trzema drewnianymi tabliczkami, za słupkami bramki była prymitywna bariera , aby powstrzymać publiczność, która stała kilka rzędów dalej podczas imprez sportowych. Dalej znajdowało się Seminarium Nauczycielskie i następnie spadający w dół do miasta las o nazwie Lasanek ,który graniczył z rzeką Czarna Hańcza. Na zachodniej stronie drogi stał Kościół Garnizonowy i było tam nasze ulubione miejsce o nazwie plac Kobylińskiego , gdzie w dzieciństwie graliśmy w piłkę nożną wykonaną z wielką starannością i cierpliwością, z kilku szmat. Po meczu chodziliśmy do pobliskiego gospodarstwa (w tym czasie krowy wróciły do domu) i dostawaliśmy blaszany kubek świeżego, ciepłego mleka oraz obwarzanek, który kupiliśmy w piekarni Jogela . Zapomniałem powiedzieć, że po drugiej stronie ulicy od 41. pułku było ogromne pole, na którym wojska polskie odbywały roczne ćwiczenia jeździeckie, mogliśmy zobaczyć najlepszych zawodników jakich miała Polska. Wśród nich byli oficerowie pułków kawalerii z Suwałk. Zachodnia część tego obszaru została później zamieniona na lotnisko ,w których służyły niektóre z polskich sił powietrznych. Tak wiele było tych wojsk, które były tak dzielne i przegrały wojnę w 7 dni.

Tyle o samym mieście. Teraz chcę mówić o ludności żydowskiej. Ulice były zamieszkane głównie przez Żydów, ponieważ w Suwałkach w 20-tych i 30- tych latach było około od 10 tysięcy do12 tysięcy Żydów. Ludność żydowska była zarządzana przez komitet społeczności żydowskiej (Vad Hakol), ( Zarząd Gminy Wyznaniowej Żydowskiej ), który znajdował się przy ulicy Chłodnej, pomiędzy ulicą Kościuszki i rynkiem obok czwartego kina „Orle”. Było tam trzech wybitnych panów, którzy byli głową tego komitetu, dr. Weigman, dr. Staropolski i dr. Efron, zwierzchnik Wyższej Szkoły Żydowskiej ( gimnazjum żydowskiego ) – wszyscy byli syjonistami. Komitet miał prawo opodatkować żydowskich handlowców w mieście. Wysokość podatków zależała od wielkości zysków kupców. Podatki miały być zapłacone, a w przypadku gdy ktoś próbował oprzeć się płatności podatków, to prawo do ich zbierania było chronione zarządzeniem z władz samego miasta Suwałki, ( mówiło ono ) że jeśli ktoś zalegał, i po rozsądnej dyskusji z zarządem, ta osoba nadal odmawiała zapłacenia, poborca podatkowy miasta został upoważniony do zbierania zaległości.

Obowiązkami zarządu były: opłacanie naczelnego rabina, i innego rabina (dajana – rabin niższej kategorii ), który został wyznaczony rządowi (i jego pensja była prawdopodobnie częściowo opłacany przez rząd), który był oficjalnym kapelanem wielu żołnierzy żydowskich (z całej Polski), który służył w garnizonie Suwałki. Oczywiście tam też opłacano kantora, kilku woźnych bożniczych, czterech Szochtim – (rzeźnicy rytualni), ( z których ) ( szkoła )Talmud Tora była utrzymywana, dom starców i sierociniec, szpital żydowski, Bikur Cholim i Linas Hacedek (który był częściowo wspierany przez wkłady prywatne). Zarząd społeczności był bardzo dobrą instytucją i składał się ze śmietanki suwalskich Żydów. Większość członków zarządu była na ogół syjonistami a mniejszość stanowili przedstawiciele socjalistów. Wiem, że w roku 1937 lub 1938 były wybory do Zarządu i grupa rewizjonistów w połączeniu z niezadowolonymi przedstawicielami ludzi pracy ( robotników ) , ograniczyli przewagę syjonistów … (wiem ) że przewrotem kierował , nauczyciel żydowskiego gimnazjum , który przejął kierownictwo Zarządu. W mieście uznano to za wspaniałą rewolucję, ponieważ rada funkcjonowała przez długi czas praktycznie bez żadnych sprzeciwów.

Żydzi posiadali duże przedsiębiorstwa w Suwałkach. W północno-wschodniej części miasta, na drodze do Sejn była elektrownia, której szefem był żydowski inżynier Trocki, tam również znajdował się największy zakład produkcyjny w Suwałkach „Rola”. Oni produkowali maszyny rolnicze a później rowery. Ogólnie rzecz biorąc, były cztery młyny do mąki w Suwałkach ( a z nich ) trzy były w rękach żydowskich. Trzy banki, dwa browary, największa firma futrzarska w północno-wschodniej Polsce należała do braci Kierszowskich. Były trzy wysyłkowe firmy, szkoły, hurtownie , tartaki , sklepy z wełną, towarami sypkimi, ( mąka, cukier ) piekarnie i wiele innych, zbyt wiele do wspominania … Niektórzy Żydzi oferowali się do wojska do różnych potrzeb. Tam byli żydowscy lekarze. Najwybitniejszym z nich był dr Weisman, żarliwy syjonista, który kiedyś był posłem polskiego Kongresu (Sejmu), dr Staropolski, znawca Tory i Talmudu, który mógł cytować ( ich ) fragmenty do woli. Mieliśmy dr Rosentala, dr Staropolskiego, dr Szermana, dr Smolińskiego, dr Grubszteina, który był chirurgiem i był bardzo fajny i miał wspaniałą reputacją; uratował wiele istnień ludzkich w Suwałkach. Mieliśmy kapitana dr Rosentala, lekarza wojskowego, który był szefem szpitala wojskowego.

W Suwałkach było wiele organizacji politycznych. Z tych syjonistycznych, Bejtar ( Związek Trumpeldora) był najsilniejszą organizacją z setkami członków. (Suwałki były znane w Polsce jako twierdza Bejtaru). Ich szef Zeew Żabotyński był dwa razy w Suwałkach aby z nami rozmawiać. Jako największy mówca swoich czasów fascynował nas swoją mową godzinami.

Następną organizacją była grupa Syjonistów Rewizjonistycznych, która była starszą grupą wcześniejszego Bejtaru. Później był Haszomer Hacair ( Związek Młodych Postępowych syjonistów ), Syjonistyczny Związek Robotniczy i Mizarachi. Oczywiście kobiety też miały swoją Syjonistyczną Organizację Hadassa. Istniał tam również Powszechny Żydowski Związek Robotniczy – Bund. Oni odrzucali język hebrajski i zachęcali do praktykowania w języku żydowskim (Jidysz). Mieli oni nawet własną szkołę zwaną „Cisza”. Nie wiem, gdzie ta szkoła się znajdowała . Wiem jednak, że nie miało znaczenia, do jakiej organizacji należysz, każdy był witany w Maccabi i czuł się tam dobrze.

Mówiąc o szkołach, z pewnością najbliższe memu sercu było moje rodzinne Żydowskie Gimnazjum. Miało ono kilkaset studentów, było prowadzone przez inżyniera doktora Efrona. Jego żona, pani Efron (która walczyła o niepodległość Polski) była nauczycielką historii. Nasza szkoła znajdowała się przy ulicy Kościuszki , około stu stóp od ratusza. Była to szkoła, w której uczono większości przedmiotów w języku lokalnym, jednak popołudniami odbywały się tam też specjalne kursy w języku hebrajskim: o hebrajskiej historii, literaturze, o Torze, prorokach, a nawet o księdze Talmud. W tej szkole średniej było 8 klas (które były odpowiednikami dwóch lat nauki na akademii). Były też 2 uroczystości wręczenia świadectw: pierwsza w grudniu z części hebrajskiej i końcowa w maju z części polskiej. Nasz program był taki sam jak w innych polskich szkołach średnich, jednak z jakiegoś tajemniczego powodu, we wczesnych latach trzydziestych zabrali nam nasze prawa. Byliśmy nazywani klasą B średniej szkoły i musieliśmy pisać sprawdziany w Polskiej Szkole Dla Mężczyzn (w polskim gimnazjum męskim ), zaś odpytywani ustnie byliśmy w naszych szkołach. Z dumą stwierdzam, że z ośmioosobowej klasy każdy z nas ukończył szkołę, a kilku z wyróżnieniem.

W tym samym budynku, lecz na wyższym piętrze znajdowała się Publiczna Szkoła Tarbut. Była to żeńska szkoła, w której uczono wszystkich przedmiotów po hebrajsku. To była jedna z sieci szkół, która istniała wówczas w całej Polsce. Oczywiście, najważniejszą rzeczą (którą widzieliśmy po raz pierwszy) była Tora Talmud. Od 8 rano do 16 uczyliśmy się Hebrajskiej Tory, języka polskiego i hebrajskiej literatury. W starszych klasach studiowaliśmy powierzchownie księgę Talmud. Jak już wspominałem wcześniej, zostawaliśmy tam do 16. W okresie zimowym szybko robiło się ciemno. Pamiętam, że gdy moja mama pakowała mi jedzenie do szkoły, dawała też lampion ze świecą w środku, więc kiedy wracaliśmy po ciemku przez śnieg, mieliśmy lampiony aby oświecać naszą drogę do domu. Dzięki Bogu, że wszyscy docieraliśmy do domów w dobrym stanie, ciesząc się z ciepła i miłości naszych rodziców i rodzin.

Suwałki nie były dużym miastem, więc wiele ludzi znało się nawzajem. Pomiędzy ludźmi panowała wspaniała przyjaźń. Oczywiście były też zazdrości, spory i podziały opinii, ale większość ludzi troszczyło się o siebie nawzajem. Pamiętam, że moja mama dostawała pieniądze ze Stanów Zjednoczonych. Niezależna Suwalska Kobieca Pomoc (organizacja charytatywna w USA) wysyłała pieniądze przed Paschą i mama dzieliła je równo pomiędzy ubogich ludzi. Pamiętam bardzo wyraźnie kolejki ustawiające się przed naszym domem, w których stali biedni, czekając na podział pieniędzy. Moja mama starała się dać coś każdemu, kto przyszedł. Oczywiście, my dodawaliśmy też wiele z naszej własnej kieszeni na różne szczytne cele, np. na Organizacje Hadassa, na jasnoniebieskie Puszki przeznaczone na pomoc funduszom krajowym i na wiele, wiele innych. Było ich zbyt dużo by zapamiętać wszystkie.

Chociaż Żydzi w Suwałkach nie byli zbyt religijni, większość z nich przestrzegało świąt i Szabatu. Wszystkie sklepy były wtedy zamknięte z wyjątkiem delikatesów Olszewskiego, w których mogłeś dostać najlepsze jedzenie i przysmaki. Mogłeś kupić tam kawior na wagę, o ile miałeś pieniądze. My, młodzież, wstawaliśmy późno i czasami chodziliśmy do szkoły ( to jest czas szabatu, więc chodzi o szkółkę religijną ). W lato, większość czasu spędzaliśmy jednak w parku.

Oh, park!- oaza spokoju i świeżego powietrza. Siadanie na ławce, zamykanie oczu i wsłuchiwanie się w „Klop, Klop” końskich kopyt biegnących po kamiennym bruku. A kiedy zmęczyło nas już to, po obiedzie chodziliśmy na boisko piłki nożnej i oglądaliśmy różne rodzaje trwających ćwiczeń sportowych. Następnie wracaliśmy do parku i znowu tam leniuchowaliśmy.

 Oczywiście dla tych, którzy kochali muzykę, były koncerty dwa razy w tygodniu, w weekend i w środku tygodnia. My czerpaliśmy rozrywkę przede wszystkim dzięki orkiestrze 41-ego pułku, która grała marsze , lekką a czasem nawet klasyczną muzykę. Ta orkiestra była pod kierownictwem najzdolniejszego żydowskiego porucznika o nazwisku Beczułka. Kiedy nie było muzyki, tylko siedzieliśmy i dyskutowaliśmy na temat polityki, syjonizmu i spraw bieżącego dnia. W późniejszych latach zaczęliśmy omawianie hitleryzmu i obarczonego tym niebezpieczeństwa. W latach 1937-38, polscy Żydzi w Niemczech, którzy mieszkali tam od lat, zostali wypędzeni z centralnych Niemiec do ziemi niczyjej na wschodniej granicy Prus i Litwy i znaleźli się w rozpaczliwej sytuacji bez żywności i odzieży. Żydzi z Suwałk i z okolic zrobili zbiórki i wysłali ludzi z jedzeniem, pieniędzmi i innymi najpotrzebniejszymi rzeczami pomóc tym nieszczęsnym ludziom.

To było dla suwalskich Żydów prawdziwą oznaką tego, co by się stało , broń Boże gdyby przyjechał Hitler do Polski

Gdy Hitler przybył do Polski, ona ( zagłada ) była prawdopodobnie nieuchronna. Ale Żydzi w Suwałkach nie w pełni to zrozumieli, chociaż powinni wiedzieć. Sam widziałem w 1937 roku dwóch nazistowskich funkcjonariuszy przybyłych do Suwałk ( oni zatrzymali się tuż obok ratusza i suwalski sierżant policji Achenbrach, pochodzenia niemieckiego na nich czekał. Wymienili koperty i zasalutowali i odjechali ). Później, po wojnie okazało się, że większość tzw. folksdojczy w Suwałkach i okolic miało hitlerowskie poglądy i szpiegowali na rzecz Niemiec i że ksiądz w podziemiach kościoła niemieckiego miał potężny radiową stację nadawczą. Kiedy przyszedł czas na mobilizację młodych mężczyzn w wieku poborowym natychmiast udali się za granicę zamiast zgłaszać do swoich stacji w Polsce. Niemieckie grupy etniczne żyjące w Suwałkach i okolicach i szczególnie miasteczkach takich jak Wiżajny i Filipów i inne dały plany obszaru tak, że kiedy naziści weszli do Suwałk znali każdy szczegół miasta i jego mieszkańców.

 Mówiłem o młodzieży, zarówno z Suwałk i nieco oddalonych miejscowości, która miała możliwość uczęszczać do gimnazjum. Byli szczęściarzami, ponieważ w nich spędzali większość czasu. Ale tam (też ) byli ci nastolatkowie, którzy próżnowali. Spędzali czas w Maccabi lub innych klubach, siedzieli w parkach lub chodzili po ulicach. Spacerowanie po ulicy stało się nawykiem. Wieczorem dołączali do tych, którzy pracowali i wieczorami wszyscy spacerowali i spacerowali, i spacerowali. Tam i z powrotem odcinkiem ulicy Kościuszki aż do późnych godzin nocnych. Chodnik został nazwany Deptakiem (najbliższym tłumaczeniem jest Trotuar) i cud, że cement ( chodnika ) się nie zniszczył. To były wieczory spędzane na omawianiu zła świata, z którym nie da się nic zrobić. Kiedy byliśmy zmęczeni, mogliśmy pójść do parku i odpocząć.

Rano park w letnim czasie był absolutnie najwspanialszym miejscem. Pogoda była ładna w miesiącach: czerwiec, lipiec i sierpień. Niebo było niebieskie; bez chmur. Temperatura była łagodna i w parku było ładnie i zielono. Klomby były skrupulatnie zadbane. Zmieniały się trzy razy w roku, na wiosnę, lato i jesień w odpowiednich motywach . Było ( tam ) coś do oglądania; była altanka, zegar słoneczny, drewniana muszla koncertowa, ładna lodziarnia i kawiarnia; ludzie starsi i w średnim wieku korzystali z siedzenia na ławkach, dzielili się żydowską gazetą dochodzącą codziennie z Warszawy; albo „Heint” (Dzisiaj ) albo „Moment” i dowiadywali się o tym, co dzieje się na świecie. Na początku lat trzydziestych zaczęliśmy słuchać wiadomości w radiu. Pierwszym radiem które pojawiło się w bogatszych domach było niemieckie radio Telefunken, łapaliśmy transmisje z całej Europy z wyjątkiem ZSRR. My, młodzi, gromadziliśmy się w domu przyjaciela i lubiliśmy słuchać cygańskiej muzyki z Budapesztu. Mogliśmy tego słuchać godzinami. Udawało nam się zdobyć wiadomości w innych językach, które nie były dostępne w Polsce.

Jak już mówiłem wcześniej, Suwałki były garnizonowym miastem. Sobota była cicha i spokojna i należała do Żydów. Natomiast niedziela to zupełnie inna historia. W niedziele żołnierze wykorzystywali przepustki. Po pierwszych nabożeństwach szczęśliwcy z przepustkami opuszczali miasta. Żołnierze z każdego oddziału udawali się do barów, dostawali kilka drinków i naturalnie dziewczyny na ich prośbę. Domagali się dziewczyn, gdyż ich myśli krążyły tylko wokół „Cherchez La Femme” („Szukajcie kobiety”). I był tam otyły, młody żydowski chłopak z ogromnym brzuchem, który zawsze stał przed tym samym budynkiem. Jako nastolatkowie zastanawialiśmy się, w jaki sposób młody człowiek mógł mieć tak duży brzuch.

Jak podrośliśmy, zdaliśmy sobie sprawę, że jego brzuch stanowił o jego wartości. Był po prostu sprzedawcą setek prezerwatyw. Niedziela była jego najlepszym dniem robienia interesów. Był to również najlepszy dzień dla zawodowych i półzawodowych prostytutek. Niektórzy żołnierze przesadzali i żandarmeria wojskowa aresztowała ich, zdejmowali im pasy, umieszczali ich w grupy i ruszali do swoich pułków ,gdzie dostali wystarczająco dużo czasu, aby ochłonąć. Więc w niedzielę byliśmy z dala od ulicy aby uniknąć kłopotów.

W okresie letnim, ci którzy mieli rodziny na wsiach i którzy mogli sobie na to pozwolić , wynajmowali pokoje w domach rolników i spędzali tam całe lato. Ci, których nie było na to stać, zostawali w mieście. Chodzili oni w soboty do synagogi, do Bet-Hamidrasz, bądź do któregoś z 27 mniejszych domów modlitwy. Duża synagoga była wykorzystywana na specjalne okazje, kiedy przyjeżdżał międzynarodowy, sławny kantor, bądź gdy miało miejsce nagłe wydarzenie zbierania funduszy. W dużej synagodze odbywały się też ważne święta. Pamiętam wytwornego rabina Joselewicza, przechadzającego się powoli w swoim garniturze i kapeluszu, który wszystkiego doglądał. W nas, dzieciach wzbudzał trwogę i respekt. Jego zięć, rabin Dawid Liftszic – ostatni rabin w Suwałkach, obecnie jest w Nowym Jorku naszym honorowym przewodniczącym. Zawsze był i nadal jest niezwykle skromnym człowiekiem, ale to wspaniały uczony i mędrzec. W Suwałkach byli również lewicowcy, którzy nie wierzyli w synagogi ani religię, oraz socjaliści wierzący w religię Marksa i Engelsa. Pamiętam, jako młody chłopak, ogromną grupę ludzi ( sądzę że ok. 92), która została aresztowana w Suwałkach i pobliskich miastach w podejrzeniu o komunizm. Zostali oni umieszczeni w więzieniach. Pamiętam bardzo dobrze dzień, w którym mieli proces sądowy. Szwadron żołnierzy, usytuowanych od więzienia do sądu, idących ramię w ramię z karabinami w swoich dłoniach , naprzeciw siebie, po obu stronach ulicy tworzyli kordon. Więźniowie maszerowali w szeregach , przykuci do siebie. Pobici i wyczerpani ledwo dawali radę iść. Dla mnie, jako młodego chłopca zrobiło to okropne wrażenie. Przestraszony, martwiłem się, co mogą z nimi zrobić. Oczywiście, większość z nich była skazana na więzienie, część z nich na wiele, wiele lat. Ten obraz pozostał w mojej głowie i nigdy nie zapomnę tych wszystkich ludzi w łańcuchach prowadzonych jak owce na rzeź.

Później, kiedy skończyłem szkołę średnią nie było tak naprawdę co robić w Suwałkach. Mężczyzna, który przyjechał z Warszawy udawał malarza, ale tak naprawdę był prowokatorem, który zebrawszy grupę inteligentnych absolwentów dostarczył im książki – zakazaną literaturę – a następnie zgłosił ich do tajnych służb. Widziałem jak ten mężczyzna współpracował z policją. Powiedziałem o tym jednemu z moich przyjaciół, który obiecał, że to sprawdzi. Dzień później poinformował mnie, że nic się nie stało i, że był to tylko mały incydent. Mój przyjaciel nie wiedział do końca, że właśnie wtedy (malarz) przekazał policji nazwiska oraz działalność tych chłopców, przez co zaledwie dwa tygodnie później – w piątek wieczorem – został zorganizowany nalot na ich domy (absolwentów) w skutek których wywieziono ich do detektywów gdzie byli poddawani niemiłosiernym torturom. Miasto przeżyło szok. Tacy młodzi ludzie. Zobaczyliśmy ich na dwa dni przed powrotem do więzienia. Oznaki tortur były widoczne na całych ciałach; nie mogli chodzić. Trzymając się wzajemnie, ledwo udało im się przejść kilkaset metrów. Nie wiem jak to sie skończyło, ponieważ wkrótce potem wyjechałem do USA. Wiem, że skazano ich na karę więzienia. Niestety, większość z nich umarło w czasie holokaustu. Byli wspaniałymi kolegami i chociaż mogli oni mieć wspaniałą przyszłość ich życie zostało skrócone, skrócone bo przeszli przez tortury. To byli moi przyjaciele i tak bardzo mi bez nich smutno.

W Suwałkach nie zawsze panowała cisza i spokój. Nasz ratusz był dwupiętrowym budynkiem z niewysoką wieżą, na której stała syrena, która wyła w każde południe i w trakcie pożaru. Na początku, to wolontariusze gasili pożary, jednak później zajmowali się tym profesjonalni strażacy. Pewnego wieczoru, około godziny 14 ,w 1935 roku, w trakcie święta Szawuot (Święto Tygodni) , kiedy wszystkie sklepy były zamknięte, okna zasłonięte ,a ja uczyłem się w domu mojego przyjaciela do końcowych egzaminów, syrena zabrzmiała. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Słyszeliśmy zgiełk setek głosów. Pobiegliśmy do magazynu, gdzie przez odsłoniętą górną część okna widzieliśmy ogromny tłum ludzi, którzy szli ramię w ramię, wypełniając ulicę z jednej strony na drugą , zbliżając się do magazynu. Zeskoczyłem z lady, ale siostra mojego przyjaciela z powrotem na nią weszła, by zobaczyć co się dzieje. Namawiałem ją ,aby zeszła, ale ona stwierdziła, że jest obywatelką Ameryki i nie ma się czego obawiać. Pociągnąłem ją z całej siły na podłogę. Po chwili , głaz wielkości kantalupy wleciał przez okno.

Nie znaliśmy powodów, dla których to wszystko się działo. Później dowiedzieliśmy się, że chłopi zbuntowali się przeciwko obciążeniom podatkowym. Przybyli do miasta, aby protestować bo zostali oni podpuszczeni przez ludzi siejących niezgodę. Martwiłem się o moich rodziców i moi rodzice martwili się o mnie, ponieważ musiałem pozostać w domu mojego przyjaciela jeszcze przez kilka godzin. Później, kiedy przechodziłem przez zamkniętą bramę , spotkałem policjanta. Poprosiłem go o towarzyszenie mi w drodze do domu. Wypytałem też kilku żydowskich przyjaciół, którzy byli w czasie protestów na ulicy i zostali pobici. Jeden z nich szedł, rozmawiając z mężczyzną, który nie był Żydem. Gdy syrena zawyła, rzucił się on na mojego przyjaciela i pobił go z kilkoma innymi ludźmi, którzy mu pomagali. Wygląda na to, że wycie syreny było umówionym sygnałem do rozpoczęcia tej brudnej roboty. Takie same rodzaje zdarzeń, czasem na mniejszą, czasem na większą skalę miały miejsce w wielu miastach w północnej Polsce w tym czasie. To był czas, kiedy polscy uczniowie bili żydowskich uczniów, popychali ich na schodach uczelni, cięli ich żyletkami i kazali przebywać w tzw. gettach . To był czas, w którym chuliganie znęcali się nad nami.

Wciąż pamiętam to i nie mogę tego zapomnieć. Nasi przodkowie cierpieli przez antysemityzm i my cierpieliśmy z tego samego powodu. Kulminacyjnym punktem wszystkich mniejszych pogromów był holokaust –wspierany i podżegany być może przez niektórych z tych samych ludzi.

 

LESLIE SHERER ( Leizer Szereszewski )– wieloletni lider i prezes Independent Suwalki and Vicinity Benevolent Society ( Niezależnego Dobroczynnego Stowarzyszenia Suwałk i Okolic ) w Nowym Jorku. Urodził się w 1915 w Suwałkach. W 1937 roku opuścił wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, do rodziny swojej matki w Nowym Jorku. Skończył studia licencjackie w School of Art Cooper Union na Manhattanie. Malarstwo traktował jako hobby a zawodowo projektował insygnia wojskowe i zdobiące jachty do czasu przejścia na emeryturę w 1980 roku. Zmarł w 2007 roku. Jego wspomnienia o Suwałkach zostały opublikowane w 1985 roku przez Independent Suwalki and Vicinity Benevolent Society w Nowym Jorku i ponownie w 1990 roku w roczniku tego Stowarzyszenia wydanym z okazji 85 rocznicy utworzenia Stowarzyszenia – The 85th Anniversary Yearbook October 21, 1990. Obecnie są dostępne na stronie WWW : http://kehilalinks.jewishgen.org/Suwalki/Suwalki.htm

Wspomnienia Leslie Sherera dotyczą czasów o 50 lat wcześniejszych w jego życiu. To oznacza, że upływ czasu i emocje mogły wpłynąć na postrzeganie rzeczywistości z przed 50 laty. Mimo tego zastrzeżenia wydaje się, że wzbogacają naszą wiedzę o Suwałkach lat 30-tych XX wieku i dlatego warto je zaprezentować w języku polskim.

Tłumaczenie wykonała grupa uczniów Gimnazjum Nr 6 im. Jana Pawła II w Suwałkach w ramach realizowania projektu edukacyjnego „Oni też budowali Suwałki”. Nie jest to tłumaczenie profesjonalne, gdyż trudno tego oczekiwać od uczniów gimnazjum. Dlatego wskazane jest jednoczesne opublikowanie oryginalnego tekstu wspomnień i jego tłumaczenia, aby czytelnicy wykazujący się większą znajomością języka angielskiego mogli poprawiać uczniowskie tłumaczenie.

Niewielkie fragmenty Wspomnień ( na stronie 2 i 5 ) przetłumaczyli nauczyciele Gimnazjum Nr 6: opiekun projektu edukacyjnego i nauczycielka języka angielskiego. Dotyczy to fragmentów związanych ze sferą zachowań seksualnych. Była to świadoma decyzja nauczyciela – opiekuna projektu edukacyjnego, na którą wpływ miał wiek uczniów – uczestników projektu.

 Publikacja jest za zgodą the Independent Suwalker Benevolent Association.